Tym, co najbardziej łączy człowieka z Bogiem; co jest wręcz niezbędne, by naprawdę Go pokochać i być blisko Niego, jest cierpienie. O tym, jakie znaczenie miało ono dla bł. Henryka świadczy choćby stwierdzenie, że „Bóg chyba o nim zapomniał, bo wbrew temu, co go spotykało dotychczas, już cały miesiąc nie doznał uszczerbku ani na zdrowiu ani na sławie”[1]. Cierpienia są bowiem znakiem miłości Boga, bardzo często Jego darem. Owszem, mogą być też karą za grzechy obecne lub przeszłe, ale najczęściej mają głębszy, duchowy sens. Istnieją oczywiście także cierpienia bezsensowne, ale dotykają one tych, „którzy szukają uciech w świecie i jego sprawach”[2], lub też tych, którzy sami sprowadzają je na siebie, przez to, że „przywiązują zbyt wiele wagi do rzeczy błahych”[3].
Te jednak cierpienia, które są związane z Bogiem, od Niego pochodzą lub są znoszone dla Niego, zawsze do czegoś prowadzą[4]. Dla niektórych przyczyną cierpienia jest ich ogromna miłość ku Bogu, innym cierpienie jest zadane przez samego Boga z miłości, by uchronić ich od większych cierpień (np. aby już na ziemi „odcierpieli” czyściec), aby poskromili swoją pychę i miłość własną. Niektórych Bóg przez cierpienia przyciąga do siebie, napomina i przywołuje. Jednak najszlachetniejsze i najpiękniejsze jest cierpienie niezawinione, które upodabnia człowieka do cierpiącego Chrystusa. Gdyż tylko On – upokorzony, umęczony, umarły –jest prawdziwą drogą do zjednoczenia z Bogiem:
„Nikt nie może dotrzeć do Boskich wyżyn i niewymownej słodyczy, jeśli go najpierw nie pociągnie gorycz, której doznała Moja ludzka natura. Im wyżej ktoś się wzniesie, bez udziału w moim człowieczeństwie, tym niżej upadnie. Moje człowieczeństwo – to droga, którą się idzie przed siebie; Moja męka jest bramą, którą musi przekroczyć ten, kto chce dojść do tego, czego ty szukasz”[5].
To przecież cierpienie, znoszone dla kogoś, jest największym znakiem miłości. Tak jak męka Chrystusa (której wielkim czcicielem był właśnie Suzo) jest dowodem miłości Boga, tak cierpienie człowieka jest najpiękniejszym wyrazem miłości ku Niemu – można by je nawet nazwać jednoczeniem się, miłosnym spotkaniem z Męką Pańską. Ale – co podkreśla Suzo – cierpienie musi być Mu właśnie poświęcone i dla Niego znoszone, wtedy dopiero może łączyć człowieka z Bogiem:
„[…] cierpienie niezależnie od tego, skąd przychodzi, może się okazać pożyteczne dla człowieka, który umie je zawsze przyjmować jako przychodzące od Boga, Jemu ofiarować i razem z Nim przezwyciężać”[6].
O tym przyjmowaniu niezasłużonego cierpienia mówi wydarzenie chyba najczęściej wspominane w pismach przez bł. Henryka. Ze względu na jego znaczenie dla samego Suzo, warto przytoczyć je tutaj w całości:
„Rano, po mszy [Suzo] siedział przygnębiony w celi […]. Naraz jakiś wewnętrzny glos powiedział mu: 'Otwórz okno, popatrz i ucz się’. Otworzył i spojrzał. Zobaczył lecącego krużgankami psa, który niósł jakąś lichą szmatę i bawił się nią: podrzucał, ciskał o ziemię i darł. Sługa podniósł wzrok, westchnął w duchu a wewnętrzny głos powiedział mu: 'Tak samo będzie z tobą w słowach braci. Będą tobą pomiatać i targać’. Sługa pomyślał w sobie: 'Skoro nie może być inaczej, zgódź się na wszystko. Patrz tylko, jak ta szmata pozwala by nią pomiatano i czyń podobnie’. Zszedł na krużganki i zabrał tę szmatę. Przez wiele lat przechowywał ją, niczym najdroższy skarb, a kiedy się znajdował na granicy cierpliwości wyciągał ją, aby w niej rozpoznać siebie samego i nadal mężnie milczeć”[7].
Eliza Litak
[1] J. Salij, Legendy dominikańskie, Poznań: W drodze 2002, s. 168.
[2] Życie, tłum. W. Szymona OP, Poznań: W drodze 1990, s. 157.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 156-159.
[5] Księga Mądrości Przedwiecznej, tłum. W. Szymona OP, Poznań: W drodze 1983, s. 67.
[6] Życie, s.158.
[7] Tamże, s. 77.
Wykorzystane grafiki:
- Leon Bonnat, Hiob, XIX w., obecnie w Musée Bonnat Bayonne.
- Albert Bouts, Chrystus w koronie cierniowej, XVI w., obecnie w Musée des beaux-arts de Lyon.