W ostatnich dwóch esejach z tej serii przeanalizowaliśmy dane teologiczne i naukowe, które należy pogodzić za pomocą wiary i rozumu, jeśli pragniemy zachować wierność zarówno względem Bożego objawienia, jak i względem autentycznej dociekliwości naukowej. W tym eseju proponuję wersję teologiczną, której przyświeca właśnie ten cel. Dokonamy tutaj całościowego ujęcia tematów omówionych we wszystkich esejach z naszej serii.
Od wiek wieków, Bóg Trójjedyny pragnął dzielić się swoim życiem z innymi osobami, które bogiem nie są. Bóg zechciał stworzyć byty anielskie i ludzkie na swój obraz, czyli jako osoby posiadające wiedzę oraz zdolne do miłości.
Stworzenia anielskie, będąc czystymi duchami, zostały stworzone w sposób natychmiastowy. W momencie ich stworzenia niektóre z nich wybrały Boga, podczas gdy niektóre Go odrzuciły. Te pierwsze nazywamy aniołami, a te drugie demonami. Tymczasem stworzenia ludzkie, jako złożone z ducha i materii, zostały stworzone i nadal są stwarzane na przestrzeni czasu. Bogu pasowało, jak już omówiliśmy we wcześniejszym eseju, by ukształtować nie tylko istoty ludzkie, ale również wszystkie żyjące byty za pomocą procesu ewolucji, który lepiej ukazywał Jego chwałę. Tak było wtedy, ale i teraz ten proces trwa, inicjowany i kierowany przez Bożą opatrzność.
Z perspektywy teologa, ewolucja biologiczna była procesem trwającym trzy i pół miliarda lat i kierowanym przez Boga, a jego celem było doprowadzenie materii ożywionej do stanu zaawansowania zdolnego przyjąć duszę racjonalną. Ten punkt krytyczny w historii ewolucyjnej miał miejsce 100 000 lat temu w Afryce Południowej w grupie ludzi współczesnych pod względem anatomicznym, kiedy to garstka osobników wykształciła w drodze ewolucji neurokognitywną zdolność, stanowiącą podstawę myślenia i języka abstrakcyjnego.
Jak dokładnie potoczył się ten proces pozostanie na zawsze domeną domysłów. Jeśli biologiczna zdolność językowa jest tożsama z uzyskaniem pakietu pro-językowych mutacji w ludzkim genomie, jak zakładają biolodzy, to jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym dwoje anatomicznie współczesnych ludzi, z których każdy jest wyposażony w pod-zestaw tych projęzykowych mutacji genetycznych, łączy się ze sobą i poczyna dzieci. Partnerzy do małżeństwa często stanowią przedmiot wymiany między grupami myśliwych-zbieraczy rozsianych na szerokich przestrzeniach lądu, zatem jestem sobie w stanie wyobrazić, że dwoje partnerów pochodzi z dwóch odrębnych pod jakimś względem, ale równocześnie spokrewnionych pul genetycznych, a każdy przynosi ze sobą geny dotyczące języka.
Dzieci takiej pary odziedziczyłyby kompletny pakiet pro-językowych genów, w ten sposób kumulując genetyczne zalety każdego rodzica i zdobywając nową zdolność językową. Wraz z Bożym wlaniem w nie duszy ludzkiej, byliby pierwszymi niemowlętami współczesnymi pod względem zachowania, otoczonymi przez plemię blisko spokrewnionych z nimi ludzki współczesnych pod względem anatomicznym, którzy nie posiadają w pełni wykształconej zdolności językowej.
Dorastając razem w plemieniu, te niemowlęta spontanicznie rozwinęły nowy język, którym tylko one mogły się posługiwać i rozumieć. Podobny fenomen został zaobserwowany wówczas, gdy około pięćdziesięciu niesłyszących dzieci po raz pierwszy zostało zgromadzonych w centrum edukacji specjalnej w Nikaragui w 1977 roku. W przeciągu pięciu lat, niesłyszące dzieci chodzące do tej szkoły i do drugiej szkoły w okolicy wynalazły język migowy na kształt języka wehikularnego, który stopniowo uzyskiwał nowy poziom złożoności dzięki młodszym uczniom. Ten bardziej złożony język migowy jest obecnie znany pod nazwą Idioma de Señas de Nicaragua.
Prawdopodobnie, ci współcześni pod względem behawioralnym ludzie, mówiące istoty dwunożne, osiągnąwszy dojrzałość chętniej łączyli się w pary z tymi, którzy również byli zdolni posługiwać się zrozumiałym dlań językiem. Ich dzieci z kolei nie tylko dziedziczyły dzięki temu zdolność językową, ale również uczyły się języka od rodziców. Jako że język ewidentnie stanowi korzystną cechę w kontekście zdolności do przeżycia gatunku, przed upływem długiego czasu te mówiące istoty dwunożne zdominowały i zdeklasowały swoich niemówiących anatomicznie współczesnych krewnych. Te dwunożne mówiące istoty emigrowały z Afryki Południowej, a w dalszej kolejności zaludniły resztę kontynentu i świata.
Jak już odnotowałem we wcześniejszych esejach, Bogu pasowałoby obdarzyć te pierwsze mówiące istoty dwunożne – naszych prarodziców – swoją łaską i preternaturalnymi darami, których potrzebowały aby osiągnąć swoje przeznaczenie, czyli uczestnictwo w życiu Trójjedynego Boga. Zostały one poczęte w stanie pierwotnej sprawiedliwości. Niemniej jednak, gdy już te niemowlęta osiągnęły swoją dojrzałość, otrzymały możliwość wybrania lub odrzucenia Boga, podobnie jak wcześniej anioły. Co tragiczne, odrzuciły Go, tracąc tym samym otrzymane dary nie tylko w imieniu siebie samych, ale również w imieniu dalszych pokoleń.
Gdy nastąpi pełnia czasów, te pierwsze mówiące istoty dwunożne i wszyscy ich potomkowie zostaną odkupieni przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata, aby ponownie stać się istotami zdolnymi do uczestnictwa w wewnętrznym życiu Trójcy i dzięki temu żyć wiecznie.
Często zadaje mi się trzy pytania w związku z powyższą wizją teologiczną. Pierwsze brzmi następująco: czy ta opowieść zakłada jedną czy więcej par prarodziców? Otóż nie zakłada żadnej z tych alternatyw. Sugeruje jedynie, że obie możliwości można pogodzić z danymi teologicznymi, ponieważ mogła być albo jedna istniejąca wtedy prapara lub garść żyjących w tym samym czasie, a nawet spokrewnionych ze sobą członków rodziny. Tak samo, jak Ewa skłoniła Adama do grzechu, tak w ramach pierwszej ludzkiej wspólnoty jedna lub więcej pierwszych mówiących istot dwunożnych mogła skłonić swoich krewnych do grzechu.
Drugie pytanie: czyż ta wersja nie usprawiedliwia kazirodztwa, relacji pomiędzy rodzeństwem? Ten problem nie jest nowy. Jak już zauważył św. Tomasz, jakakolwiek hipoteza zakładająca istnienie pojedynczej prapary musiałaby oprzeć się na małżeństwie pomiędzy rodzeństwem celem zapewnienia przeżycia rasie ludzkiej. W konsekwencji Akwinata przyjmował do wiadomości, że tylko relacje rodzic-dziecko są wykluczone w prawie naturalnym. Relacje między rodzeństwem, chociaż dziś wykluczane przez prawo, były konieczne na wczesnym etapie historii naszego gatunku (por. Summa theologiae III, q. 54. a. 4). Zaś jeśli istniało coś na kształt pierwszej wspólnoty, ten problem był mniejszy, a wręcz mogł on zostać wyeliminowany.
Trzecie pytanie brzmi: jak mamy rozumieć dobieranie się w pary współczesnych pod względem behawioralnym ludzi oraz ich archaicznych homoidalnych współczesnych, Neandertalczyków i Denisowan? W rozumieniu teologicznym, były to przykłady bestialstwa, które zdarza się po dziś dzień. Niemniej jednak, z powodu podobieństw w wyglądzie i zachowaniu w obrębie tych człekopodobnych gatunków, prawdopodobnie takie relacje miały miejsce częściej kiedyś, niż teraz. Podobieństwo genetyczne sprawiało, że połączenia te owocowały potomstwem, co dziś nie jest możliwe.
Nicanor Pier Giorgio Austriaco OP
Wykorzystane grafiki:
- Upadek aniołów, iluminacja z Les Très Riches Heures du duc de Berry, fol. 64v, XV w., obecnie w Musée Condé w Chantilly.
- Adam i Ewa pracujący w pocie czoła po wygnaniu raju, iluminacja z Chroniques sire Jehan Froissart, XV w., ms. Français 2643, fol. 18r, obecnie w Bibliotheque Nationale de France, za: Manuscript Art.